Uwiedzenie Cecile Volanges (wersja II – rozszerzona)
Na podstawie powieści Pierre Choderlos de Laclos „Niebezpieczne związki”.
I
Była już głęboka noc a na korytarzu panował półmrok, gdy wicehrabia de Valmont zbliżał się do sypialni 15-letniej Cecile Volanges. Kluczem, który zdobył podstępem od Cecile otworzył drzwi i przez nikogo nie zauważony powoli wszedł do jej sypialni. Zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w zamku. Odczekał jeszcze kilka minut aby oczy mogły przyzwyczaić się do panujących ciemności oświetlanych tylko przez wpadające przez okno światło księżyca i powoli podszedł do stołu. Postawił przyniesioną butelkę wina na stole, zasłonił okna, zapalił wszystkie świece na obu świecznikach a następnie podszedł do jej łoża. Popatrzył na twarzyczkę małej Cecile na której malował się ledwo widoczny uśmiech i spokój. Nie przypuszczała, że do jej sypialni ktoś się zakradł i za chwilę ten ktoś położy się w jej łożu i pozbawi ją dziewictwa czyniąc z niej kobietę. Nareszcie. Wreszcie po kilku tygodniach przygotowań, wreszcie będzie mógł ją posiąść i nikt mu w tym nie przeszkodzi. Była tak naiwna i głupiutka, że można było jej wszystko wmówić, a ona przyjmowała to za dobrą monetę. Powoli – aby jej jeszcze nie zbudzić – chwycił za kołdrę i jeszcze wolniej zaczął odkrywać ją odsłaniając jej ciało ubrane w dość luźną koszulę nocną zakrywającą jej ciało aż do kostek. Odrzucił kołdrę i patrzył z podziwem i zachwytem na oświetloną w świetle świec postać Cecile, która leżała ni to na plecach ni to na boku. Jedną rękę miała tuż przy głowie a drugą rękę przyciskała do brzucha. Jej piersi powoli się unosiły i opadały w takt oddechu. Pochylił się nad nią, położył swą rękę na jej dopiero pączkujących piersiach i dłonią zaczął je delikatnie pieścić i ugniatać a jej rękę leżącą na brzuchu ułożył obok niej. Nie wystarczyło mu to. Chwycił za dolną krawędź jej koszuli i wolno zaczął odsłaniać jej małe stópki, łydki, kolana, aż wreszcie powoli obnażył jej pełne uda i krągłe biodra. Na ten widok jego penis od razu stanął. Po odsłonięciu całego podbrzusza jego zręczne palce delikatnie zaczęły gładzić jej aksamitną skórę począwszy od stóp a skończywszy na jej pagórku łonowym i jej jeszcze niewielkim a jakże uroczym meszku u wejścia do jej muszelki, która była jeszcze zamknięta – wszak była jeszcze dziewicą. Szczególnie upodobał sobie głaskanie i pieszczenie jej wewnętrznej strony ud. Był coraz wyżej i wyżej aż dotarł do jej muszelki. Mała Cecile nadal jeszcze spała głębokim snem ale jego zabiegi spowodowały ten skutek, że lekko rozchyliła nogi i nieświadomie ułatwiła dostęp do swej muszelki a przez sen zaczęła cicho pojękiwać. To jej ciało zaczęło odpowiadać na jego zabiegi. Doszedł do wniosku, że nadszedł czas na przebudzenie małej Volanges. Zbliżył twarz do jej wzgórka łonowego, rozchylił jeszcze bardziej jej nóżki i językiem przejechał po jej muszelce. Doznanie musiało być bardzo silne bo mocno jęknęła i otworzyła oczy. Obudziła się. Rozespanymi oczyma rozejrzała się wokół i przez kilka chwil zastanawiała się dlaczego się obudziła i dlaczego palą się wszystkie świece i wtedy poczuła jak ktoś ją dotyka i jeszcze to ciepłe, wilgotne coś liżące jej podbrzusze. Cicho krzyknęła, próbowała zrzucić z siebie napastnika, wyskoczyć z łoża i chwycić za dzwonek ale ten ktoś mocno ją złapał za rękę uniemożliwiając podniesienie alarmu. Przycisnął ją sobą do łoża oraz zakrył jej usta drugą ręką. Ponownie rozespanymi oczyma spojrzała na widoczną w świetle świec twarz intruza, który wdarł się do jej sypialni. Poznała go. To był wicehrabia de Valmont, który przynosił listy od kawalera Danceny i przekazywał jemu listy od niej. Miał prawie 40 lat, przewyższał ją o głowę i był silny, dobrze zbudowany.
– Milcz, jeśli nie chcesz aby Twoja matka wpadła tutaj razem ze służbą. Jak wtedy się wytłumaczysz? Powiem, że jestem tu za twoją zgodą. Wszak sama dałaś mi klucz do swej sypialni i kazałaś służbie naoliwić skrzypiące zawiasy a wtedy na pewno pójdziesz z powrotem do klasztoru. Czy chcesz tego?
Przyciskał ją ciałem do łoża uniemożliwiając zrobienie jakiegokolwiek ruchu a na ustach czuła jego dłoń uniemożliwiającą wydanie jakiegokolwiek krzyku. Jej ciało ogarnął strach i przerażenie. I wtedy do jej świadomości dotarło ponowione pytanie:
– …z powrotem do klasztoru. Czy chcesz tego?
Zaprzeczyła głową. Nie, nie chciała ponownie znaleźć się w klasztorze gdzie przez cztery lata musiała znosić bury, karcenia matki Anuncjaty. Świat, który poznała po wyjściu z klasztoru jest taki ciekawy, kolorowy, żywy, tańce, zabawy. Nie, nie pójdzie z powrotem do klasztoru. Ruchem głowy zaprzeczyła. De Valmont powoli odsłonił usta Cecile. Przerażenie i trwożliwość powoli w niej zanikało, zaczęła powoli się uspokajać ale nadal drżała na całym ciele i nie rozumiała, dlaczego zakradł się w nocy do jej sypialni, czego on od niej chce, czego oczekuje. Spostrzegłszy, że ma odsłonięte podbrzusze i nogi, szybko je do połowy zakryła, ale na nic więcej już nie mogła się zdobyć. Leżała na łożu jak sparaliżowana i nie potrafiła zrobić już więcej ani jednego ruchu, gdyż była jeszcze zbyt przerażona i zaskoczona tą sytuacją. Była zdana na jego łaskę i niełaskę.
– Co pan tu robi, czy przyniósł pan list od niego – cicho spytała wystraszonym głosem Cecile.
– Nie, nie przyniosłem żadnego listu. Gdy kilka tygodni temu pierwszy raz Cię ujrzałem to zapragnąłem Cię pocałować. Chcę tylko aby nasze usta się połączyły i abyś złożyła na moich ustach długi, płomienny pocałunek. Zgódź się, to jest silniejsze ode mnie – odpowiedział jej po chwili.
– Ależ to nie wypada panie wicehrabio – powiedziała Cecile głosem już o wiele spokojniejszym.
– Ależ wypada, nikt się przecież o tym nie dowie. To będzie tylko jeden niewinny pocałunek – obiecywał jej tylko po to aby przełamać jej opór.
Cecile czuła, że musi pogodzić się z obecnym położeniem w jakim się znalazła. Postanowiła, że pozwoli się pocałować panu de Valmont aby tylko on sobie poszedł i opuścił jej sypialnię jak obiecał.
– Ale potem Pan sobie pójdzie? – spytała się naiwnie, licząc że potem opuści jej sypialnię.
– Oczywiście – szepnął jej do ucha, chociaż w ogóle nie miał zamiaru dotrzymać słowa.
Pocałunek był tylko fałszywym, pozorowanym atakiem. Chciał, żeby Cecile skupiła całą swoją uwagę i wszystkie siły w obronie przed pocałunkiem, zapominając obrony reszty ciała, które pozostawi bez opieki. I tak też się stało. Valmont wygodnie ułożył się na jej łóżku tuż przy Cecile. Jedną rękę podłożył pod jej plecy, uniósł się nad nią i zbliżył usta do jej ust i złożył na jej ustach długi, płomienny pocałunek a jego palce drugiej ręki błądziły po jej ciele głaszcząc przez koszulę jej plecy, biodra, uda, ale starannie omijając jej biust i muszelkę. Wiedział, że przy pierwszym pocałunku nie należy „płoszyć zwierzyny” a należy umiejętnie stopniować rozkosze tak, aby ją zachęcić do tego, aby sama z własnej woli mu uległa. Wreszcie Valmont oderwał usta od niej a Cecile zaczęła głęboko oddychać łapczywie chwytając powietrze.
– Pocałowałam pana panie de Valmont a teraz proszę, opuść moją sypialnię jak obiecałeś – szepnęła Cecile proszącym głosem ciężko łapiąc powietrze po tak długim pocałunku.
– Nie moja panno. Sama musisz przyznać, że to nie Ty mnie pocałowałaś ale wręcz przeciwnie. To ja Ciebie pocałowałem, więc teraz Ty musisz pocałować mnie – odpowiedział jej głosem cichym ale stanowczym.
– Ale potem Pan sobie pójdzie? – dopytywała się, chcąc uzyskać jego zapewnienie.
– Jak tylko mnie pocałujesz.
Cecile chwilę się zastanawiała co ma dalej począć. Nigdy przedtem się nie całowała, ale po chwili doszła do wniosku, że nic się przecież nie stanie jeśli dotknie ust wicehrabiego, więc szepnęła lekko podnieconym głosem:
– Dobrze. Pocałuję pana, panie de Valmont, ale potem pan sobie pójdzie.
Po tych słowach Cecile uniosła się i oparła na łokciu, przybliżyła się i pochyliła się nad Valmontem ale dalej nie bardzo wiedziała co ma robić, więc przytknęła swe usta do jego ust. W jej wykonaniu była to raczej marna namiastka pocałunku.
– I to ma być pocałunek?! – rzekł jej wicehrabia z wyrzutem jak tylko Cecile uniosła się i oparła na łokciu.
Wicehrabia w głębi duszy cieszył się z nieporadności Cecile w całowaniu się. Miał bardzo dobry pretekst aby ponownie pocałować Cecile.
– Nigdy się nie całowałam – próbowała usprawiedliwić się Cecile.
– No już dobrze, ale uważaj. Pokażę ci jeszcze raz jak się całuje.
Cecile tym razem już nie oponowała a nawet lekko rozchyliła usta. Valmont ponownie pochylił się nad Cecile i tak jak za pierwszym razem zbliżył usta do jej ust. Złożył na jej ustach długi, płomienny pocałunek ale tym razem delikatnie wsunął język w jej rozchylone usta, aż koniuszkiem języka dotykał w głębi ust jej języczka a jego palce drugiej ręki błądziły po jej ciele. Gdy skończył się z nią całować szepnął jej:
– A teraz pocałuj mnie.
Cecile pochyliła się nad nim i pozwoliła aby objął i przyciągnął ją ku sobie. Jego usta były tak blisko jej, że już bez oporu przytknęła usta do jego ust. Gdy Cecile nadal niezdarnie go całowała, on miał już w głowie inne zamiary. Delikatnie pieścił jej ciało, aż jego dłoń dotarła w końcu do jej kolan. Chwycił za brzeg jej koszuli i powoli zaczął ciągnąć za brzeg jej nocnej koszuli i odsłaniać jej śnieżnobiałe uda. Cecile czuła jego palce na sobie jak delikatnie przesuwają się po jej ciele. Próbowała jeszcze oponować, ale Valmont rozpraszał jej uwagę szepcząc jej „Nie przeszkadzaj, całuj mnie dalej”. W tym czasie jego palce delikatnie pieszczące ją po rowku jej muszelki powodowały u niej wzrost podniecenia. Było to bardzo dziwne ale jednocześnie bardzo przyjemne uczucie, którego wcześniej nigdy nie zaznała. Cecile skupiona na całowaniu się z Valmontem zupełnie zapomniała obrony i poddała się sytuacji mimowolnie rozchylając jeszcze bardziej swe nóżki, przez co palce Valmonta miały jeszcze łatwiejszy dostęp do jej muszelki. Nie miała bladego pojęcia, co w ich dalszym postępowaniu jest dobre a co złe i nieświadomie pozwalała Valmontowi na to, co z nią robił. Po dłuższej chwili przerwała, gdyż zaczynało jej brakować powietrza.
– Czy jesteś już zadowolony? Czy teraz możesz już opuścić moją sypialnię? – spytała Cecile jak tylko zaczerpnęła oddech po pocałunku.
Ale i tym razem Cecile spotkało rozczarowanie. Nie tylko Valmont nie opuścił jej sypialni, ale jeszcze miał jej za złe, że źle go całowała. Była naiwna sądząc, że Valmont opuści teraz jej sypialnię po tym jak go pocałowała. On miał inne plany wobec niej. Przeszedł do następnej tury pocałunków z jej udziałem wiedząc, że Cecile jest już lekko podniecona aby mogła mu odmówić. Teraz spowoduje, że sama będzie go całować i widzieć w tym będzie budzącą się przyjemność i rozkosz.
– Było bardzo przyjemnie, ale nie jestem zadowolony. Nie wsunęłaś języczka do moich ust a ponadto ja Ciebie dłużej całowałem – szukał pretekstu do następnego pocałunku.
Po chwili jeszcze dodał:
– Przyniosłem Ci wybornego wina, jakiegoś jeszcze nigdy wcześniej nie piłaś abyś mogła spróbować, więc uczcijmy twój pierwszy pocałunek – powiedział tonem łagodnym ale i też nie znoszącym sprzeciwu.
To mówiąc podszedł do stołu i nalał wina do obu pucharów. Ta ilość wina, którą nalał do kielicha Cecile, powinna wprawić ją w lekkie oszołomienie. Gestem dłoni zaprosił ją aby podeszła a potem podał jej jeden z nich. Cecile z niepewną miną wstała, podeszła do wicehrabiego i bez słowa wzięła podany jej puchar i nadal patrzyła rozespanymi oczami na niego. Gdy on podniósł swój puchar do ust, to ona również podniosła swój puchar do ust i upiła mały łyk. Rzeczywiście, jego smak był naprawdę wyborny.
– Wypij do dna – usłyszała.
Powtórnie przechyliła puchar i posłusznie zaczęła pić małymi łykami, aż wkrótce zobaczyła dno w pucharze. Już była o wiele spokojniejsza a jej strach, który jeszcze niedawno odczuwała, gdzieś uleciał.
– Smakowało Ci, chcesz jeszcze?
Nie czekając na jej zgodę, nalał ponownie wina do obu pucharów. Gdy Cecile ponownie opróżniła swój puchar, Valmont pijąc powoli w tym czasie wypił tylko połowę.
– A teraz pocałuj mnie ale pamiętaj o wsunięciu języczka do moich ust. To się nazywa pocałunek z języczkiem – szeptem ale i tonem nie znoszącym sprzeciwu powiedział wicehrabia.
W głosie wicehrabiego było coś takiego, że Cecile była jak zahipnotyzowana i nie potrafiła odmówić prośby wicehrabiego ustępując i poddając się losowi. Chcąc jak najszybciej pozbyć się kłopotliwego gościa Cecile skinęła głową na znak, że zgadza się. Zrobiła krok do przodu i przytuliła się do ciała pana de Valmont, zarzuciła ramiona na jego szyję, powoli uniosła do góry głowę i stanęła na palcach aby zbliżyć usta do jego ust. Powoli objęła ustami usta wicehrabiego i wsunęła języczek do jego ust, tak jak niedawno całował ją wicehrabia aż do utraty tchu. Przerażenie z pierwszej chwili po przebudzeniu rozwiało się zupełnie a zastąpiło je ciekawość i lekko budzące się w niej podniecenie a w głowie jej zaczęło powoli szumieć od wypitego wina a krew uderzyła jej do głowy. Po raz pierwszy świadomie całowała się z mężczyzną. Valmont też nie próżnował. Jego palce delikatnie błądziły po ciele Cecile pieszcząc jej plecy, pupcię, uda.
– Nie mogę dłużej ustać na palcach. Jest pan dla mnie panie de Valmont za wysoki – próbowała szeptem się usprawiedliwić, gdy w pewnej chwili przerwała pocałunek.
– Proponuję abyśmy oboje położyli się na Twoim łożu i tam na pewno będzie nam bardzo wygodnie.
W główce małej Volanges kłębiły się różne myśli. W ciągu ostatnich kilkunastu minut doznała tylu wrażeń, doznań. Skinęła głową na znak że się zgadza i powoli poszła w kierunku łoża obejmowana za talię przez wicehrabiego. Tuż przy łożu zatrzymała się i patrzyła zdumionymi oczami jak wicehrabia obraca ją ku sobie a jego palce zręcznie rozwiązują tasiemki na piersiach jej koszuli nocnej, a potem patrzyła jak jego palce wsuwają się pod koszulę obnażając jej ramiona a jej koszula powoli zsuwa się z jej ramion opadając na jej biodra. Sam fakt rozbierania jej przez wicehrabiego tak ją zaskoczył, że w pierwszej chwili nie wiedziała jak ma dalej postąpić i dopiero gdy Valmont odsłonił jej piersi, przyszedł chwilowy moment otrzeźwienia, że zdążyła chwycić i zacisnąć palce na górnej części opadającej koszuli nocnej i próbowała zasłonić odsłonięte już piersi. Do tej pory żaden mężczyzna nie oglądał jej nago. Do tej pory rozbierała, ubierała lub przebierała ją tylko jej osobista pokojówka.
– Panie Valmont, co pan robi? – zapytała trochę z przestrachem.
– Będzie Ci wygodnie leżeć na łożu a poza tym Twoje ciało jest naprawdę wspaniałe i niejeden malarz zabiegałby o to abyś mu pozowała do obrazu uwieczniając Twoje ciało. Pamiętasz ten obraz wiszący w sypialni matki przedstawiający boginię Venus leżącą na łożu, albo ten obraz w moim pokoju. Twoje ciało można przyrównać do ich ciał. Nie masz się czego wstydzić. Twoje ciało jest samą doskonałością – przypochlebiał się jak tylko mógł, aby tylko przełamać jej opór i wzbudzić jej ciekawość, zainteresowanie własnym ciałem.
Przyrównanie jej ciała do ciał kobiet na obrazach mile połechtało jej próżną, kobiecą naturę, więc przestała już tak mocno zaciskać palce i pozwoliła aby wicehrabia rozchylił jej palce a jej nocna koszula już sama opadła na dywan. Stała przed nim z opuszczoną głową całkowicie naga i bezbronna i oczekiwała na dalszy ciąg wydarzeń. Wicehrabia z piekielną przebiegłością realizował swój plan wobec małej Volanges. Wiedział już, że teraz Cecile zrobi wszystko, naprawdę wszystko dla niego.
– A teraz rozwiąż pasek mojego szlafroka.
Już bez oporu Cecile zaczęła powoli wykonywać polecenie wicehrabiego rozwiązując supełek paska. Szlafrok pozbawiony paska rozchylił się ukazując jego naprężony męski organ w całej okazałości, ale Cecile nie patrzyła w dół tylko w oczy wicehrabiego, oczekując na dalsze jego polecenie. I nie pomyliła się.
– A teraz przytul się do mnie i zdejmij mi szlafrok.
– Czy to konieczne? – próbowała jeszcze oponować ale jej pytanie było już raczej retoryczne.
– Ubranie krępuje nam ruchy więc będzie nam o wiele wygodniej siedzieć lub leżeć niż gdybyśmy byli w ubraniu.
Cecile przysunęła się bliżej do wicehrabiego i położyła swe rączki na jego torsie jednocześnie wsuwając je pod szlafrok. Przylgnęła do niego całym ciałem a ręce wicehrabiego obejmowały ją w talii. Naraz poczuła jak coś twardego dotyka jej podbrzusza. Spojrzała w dół i po raz pierwszy ujrzała penisa, który prężył się bodąc ją w podbrzusze. Po raz drugi krew uderzyła jej do skroni i poczuła jak zasycha jej w gardle. Nigdy nie przypuszczała, że mężczyźni mają coś takiego. Myślała, że różnica między kobietą i mężczyzną polega tylko na wielkości piersi i sposobie ubierania się.
– Co to? Co to jest? – spytała patrząc swymi zdumionymi oczami raz w oczy wicehrabiego a potem na ten męski organ.
– Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałaś – udał zakłopotanie, chociaż doskonale wiedział, że wychowana w klasztorze mała Volanges widzi coś takiego po raz pierwszy w życiu.
– Nie, nigdy – szczerze odpowiedziała.
– No to musisz niedługo go poznać. Widzę, że muszę Cię wiele, wiele nauczyć – szeptał jej cicho bezpośrednio do ucha.
Puścił małą Volanges, zapalił na pozostałym świeczniku wszystkie świece a następnie podszedł do okna aby poprawić zasłony, żeby z ogrodu nie można było dojrzeć światła w pokoju. Cecile z ogromnym zaciekawieniem patrzyła co robi wicehrabia a potem jak się zbliża do niej i zdejmuje z siebie szlafrok. Sen gdzieś się od niej ulotnił. Patrzyła z urzeczeniem na jego męskie ciało, na muskularny tors, na jego silne ramiona, nogi jakby rzeźbione przez Michała Anioła i na ten jego organ. W świetle świec nie chciała uronić ani jednego szczegółu męskiej budowy ciała. Podszedł do niej. Widział w jej oczach zdumienie połączone z zaciekawieniem widokiem jakim jej sprawił.
– A teraz połóż się – szepnął jej do ucha.
Ale mała Volanges dalej stała i patrzyła z wielkim zaciekawieniem na ten męski organ. Wziął ją więc na ręce i położył ją na środku jej łoża na wznak a potem położył się tuż przy niej. Pochylił się nad nią a usta zbliżył do jej ust. Wysunął język i zaczął powoli nim rozchylać jej ząbki i zagłębiać w jej ustach i mieląc językiem szukając jej języczka. Gdy oba języki się spotkały, w skroniach małej Volanges znów zawrzała krew. Gdy zaczęła ciężko dyszeć i oddychać przez nos, Valmont przeszedł do właściwego ataku na cnotę małej Volanges. Jedną dłonią bawił się jej piersią z czasem przesuwając dłoń ku jej wzgórku łonowemu i pieszcząc jej łechtaczkę a zręcznymi palcami zaczął dotykać, pocierać, szczypać jej czuły punkt w muszelce. Mogła tylko biernie poddawać się pieszczotom jakimi wicehrabia ją obdarzał. Odetchnęła z ulgą gdy wreszcie przestał ją całować bo zaczynało jej brakować powietrza a nie miała siły i odwagi przerwać jego pieszczoty, które sprawiały jej niewyobrażalną przyjemność jaką do tej pory nigdy nie doznawała.
– Już wiesz jak masz mnie całować, więc teraz Ty mnie pocałuj – szepnął jej do ucha.
Położył się na wznak przyciągając małą Volanges do siebie, tak że teraz to Cecile leżała na boku tuż przy nim. Przesunęła się wyżej przysuwając usta do ust wicehrabiego de Valmont. Wysunęła lekko języczek i wepchnęła go w rozchylone już usta wicehrabiego wsuwając i wysuwając języczek i mieląc języczkiem w jego ustach, tak jak przed chwilą pokazał jej wicehrabia. Nie był to szczyt jej możliwości ale jak na debiutantkę było nieźle. Gdy Cecile skończyła całować półprzytomnym głosem powiedziała:
– Pocałowałam Pana, więc proszę… opuść już moją sypialnię jak obiecałeś.
– No tak prawda, obiecałem Ci, ale chyba zaznałaś rozkoszy pocałunków i jest ci teraz przyjemnie leżąc tuż przy mnie. Chyba tego nie zaprzeczysz. Chyba masz ochotę na jeszcze jeden pocałunek – szeptał jej do ucha a jego opuszki palców błądziły po jej ciele wędrując między udami a piersiami.
Cecile nic nie odpowiedziała, gdyż to co powiedział Valmont było prawdą. Czuła się dziwnie w jego ramionach i to co robił z nią sprawiało jej ogromną przyjemność ale nadal podświadomie czuła, że robi coś niewłaściwego, zakazanego ale nie umiała tego sobie uzmysłowić.
– Pozwól więc, że pocałuję Cię jeszcze ostatni raz na pożegnanie. Zgadzasz się?
W głosie wicehrabiego znów była nutka stanowczości, że Cecile nie umiała mu odmówić, mając nadzieję, że to będzie naprawdę ostatni pocałunek i tylko cicho szepnęła:
– Zgoda. Ostatni raz.
I tu spotkało Cecile niemiłe zaskoczenie. Myślała, że Valmont pocałuje ją w usta tak jak do tej pory, gdy tym razem zobaczyła jak Valmont wziął jedną z poduszek i położył ją na środku łoża, na nią położył drugą poduszkę a na poduszki położył swój szlafrok.
– A teraz połóż się wygodnie na wznak, pupcią na poduszkach.
Cecile nie rozumiała po co są te wszystkie przygotowania, ale usłuchała go i posłusznie – według wskazówek wicehrabiego – położyła się na środku łoża mając pod pośladkami poduszki. Jej biodra leżały wyżej niż cała reszta jej ciała, mocno eksponując jej muszelkę. Była bardzo zdziwiona, gdy głowa wicehrabiego skierowała się ku jej lekko zarośniętemu miejscu między jej nóżkami, by po chwili pocałować jej najbardziej skrywane dziewicze miejsce między nóżkami. I wtedy do jej małej główki przyszło pierwsze otrzeźwienie.
– Nie, nie. Nie chcę – cicho krzyknęła bojąc się obudzić innych mieszkańców zamku.
– Obiecałaś, że mogę Cię jeszcze raz pocałować, więc postanowiłem, że pocałuję twoją muszelkę. I nie rób tyle hałasu bo może przyjść tu twoja matka i jak się wytłumaczysz z tego, że jestem w twojej sypialni i co wspólnie robimy – zaszantażował ją.
Również i ta groźba Valmonta poskutkowała. Zastraszona Cecile była zdruzgotana i bliska płaczu. Czuła dziewczęce zażenowanie i wstyd przed wzrokiem wicehrabiego, który usilnie wpatrywał się między jej nóżki na jej głęboko skrywaną wstydliwość, której nikt przed nim do tej pory nie oglądał. Próbowała zaprotestować, splotła nawet i zacisnęła nóżki ale jej protesty na nic się nie zdały. Valmont był zbyt doświadczonym libertynem, uwodzicielem kobiet, by sobie nie poradzić z 15-letnią dziewicą. Wyznawał zasadę, że gdy nie musi to nie używa przemocy. Tak było i tym razem. Cecile patrzyła na poczynania Valmonta, jak całuje i liże jej uda a zwłaszcza jej wewnętrzną stronę jej ud. Jej podświadomość mówiła jej, że nie powinna tego robić, że to jest zakazane, ale jej ciało mówiło jej wprost przeciwnego. Jego wyrafinowane pieszczoty spowodowały, że Cecile poczuła szalenie przyjemny dreszczyk u zbiegu ud, który z każdym pocałunkiem Valmonta nasilał się coraz bardziej i bardziej, aż po kilku minutach rozluźniła ścisk ud oraz mimowolnie lekko rozchyliła uda na tyle, że język wicehrabiego zaczął teraz delikatnie lizać wewnętrzną stronę jej ud tuż przy jej meszku a po dalszych kilku minutach z każdym liźnięciem języka była już tak mocno podniecona, że pozwoliła na coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała. Nawet się nie spostrzegła, gdy jej ciało zaczęło odpowiadać na miłosne bodźce wicehrabiego; jej wewnętrzny opór został całkowicie złamany. Jeszcze przed chwilą mocno ściskała swe nóżki broniąc dostępu do swej najintymniejszej części ciała a teraz ze zdziwieniem patrzyła jak wicehrabia powoli chwyta za jej kostki, a potem delikatnie – cal po calu – rozkłada na bok jej nóżki, by chwilę później zgiąć je w kolanach a ona nie stawia mu żadnego oporu. Teraz Valmont miał już nieskrępowany dostęp do jej muszelki. Nie dał czasu Cecile na ochłonięcie się, tylko od razu ułożył się wygodnie między jej nóżkami opierając głowę o jej muszelkę. Cecile po chwili poczuła subtelne pocałunki i delikatne liźnięcia języka na swoich udach, z każdym pocałunkiem zbliżające się do zbiegu ud i niedługo potem poczuła na swojej muszelce, pierwsze delikatne liźnięcie wzdłuż rowka jej muszelki i jeszcze poczuła ręce wciskające się pod jej pośladki. Było to tak niesamowite uczucie, które przewyższało wszystko czego do tej pory zaznała. Przypomniała sobie, że podobnego uczucia doznała tuż po przebudzeniu. Zrozumiała, że to język wicehrabiego liżący jej muszelkę ją obudził. Zaczęła głęboko oddychać i cicho jęczeć z rozkoszy po każdym liźnięciu wicehrabiego, z początku cicho a potem już coraz głośniej. Wicehrabia pomyślał, że ta mała Volanges tymi swoimi jękami może obudzić cały zamek więc na chwilę przerwał swe zabiegi, sięgnął do stoliczka przy łóżku i podał jej własną chusteczkę.
– Włóż ją w usta bo robisz zbyt dużo hałasu, a tego chyba nie chcesz. Nie chcemy przecież, aby nam ktoś przeszkodził.
Wzięła podaną jej chusteczkę i zatkała nią usta, aby stłumić jęki wydobywające się z jej ust. Patrzyła swymi szeroko otwartymi oczami jak wicehrabia ponownie układa się między jej nóżkami a potem jak zarzuca je sobie na ramiona. A potem poczuła jego język świdrujący jej muszelkę. Uda zaczęły jej drgać a jego język jeszcze bardziej przyspieszył liżąc od dołu do góry jej muszelkę. Nie mogła już dłużej tego wytrzymać. Jej rozkosz coraz bardziej wzrastała, jej całe ciało wstrząsały konwulsyjne dreszcze, a z ust wydobywał się tłumiony przez chusteczkę coraz głośniejszy jęk. Nie, takiego przeżycia jeszcze nigdy nie zaznała. I jeszcze to wino, które teraz zaczęło jej szumieć w głowie. Nie potrafiła się już opanować tylko poddała się rozkoszom aż w końcu nieświadomie zaczęła przyciskać głowę wicehrabiego do swej muszelki aby poczuć jego język głębiej w sobie i upajała się, gdy Valmont wwiercał się językiem w głąb jej muszelki. Gdy nie mogła już dłużej znieść tych pieszczot, wyjęła z ust chusteczkę i jęcząc błagała:
– Dość, dość, proszę przestać, już dłużej tego nie wytrzymam, proszę już przestać – kwiliła Cecile.
De Valmont uznał, że mała Volanges jest już wystarczająco przygotowana aby zaznać jeszcze jednej rozkoszy. Ale tym razem będzie musiał zadać jej ból przy rozdziewiczaniu. Przestał lizać jej muszelkę, która była już tak mokra, że aż z niej wypływały jej własne soki; Valmont je spijał ale i tak nadmiar wypływała na jego szlafrok znacząc mokry ślad.
– I jak, podobał Ci się mój pocałunek Twojej muszelki.
Cecile nic nie odpowiedziała. Miała zamknięte oczy ale jej ciężki, dyszący oddech świadczył o jej doznaniach, które przed chwilą przeżyła. Zdjął z barków jej nóżki, powoli wstał i dyskretnie natłuścił penisa oliwą z flakoniku, który przyniósł ze sobą.
– A teraz zaznasz prawdziwej miłości, tylko że za pierwszym razem może Cię troszkę zaboleć. Każda kobieta za pierwszym razem to odczuwa, więc bądź na to przygotowana. Ale potem będziesz już tylko odczuwała samą przyjemność, czystą, głęboką rozkosz tak jak przed chwilą. Postaram się to zrobić najostrożniej jak tylko będę mógł aby maksymalnie zmniejszyć Twój ból. Wierzysz mi – cicho szeptał jej zapewniając ją o swej trosce.
Cecile była już tak podniecona, że nie potrafiła logicznie myśleć i nie miała bladego pojęcia co Valmont miał na myśli mówiąc o bólu i o rozkoszy, ale wszystko co do tej pory robił, bardzo jej się podobało.
– Naprawdę potem będę mogła odczuwać samą przyjemność i czy wszystkie kobiety przez to przechodzą? Jeśli tak to spróbuję jakoś wytrzymać ten ból – odpowiedziała szeptem Cecile i zaczęła psychicznie przygotowywać się na to co za chwilę nastąpi.
– Wstyd i ból kobieta odczuwa tylko za pierwszym razem. Potem to jest już sama rozkosz, tak jak przed chwilą całowałem twą muszelkę – cicho szeptał jej do ucha.
Cecile wzięła chusteczkę i trzymała ją w pogotowiu aby ponownie zatkać nią usta gdyby nie mogła wytrzymać bólu. Wicehrabia rozwarł jeszcze bardziej jej nóżki najszerzej jak tylko mógł oraz zgiął je lekko w kolanach przez co jej muszelka była w tej chwili najbardziej eksponowana a jej błona bardzo napięta i najbardziej podatna na rozdarcie. Przesunął się do przodu, palcami rozchylił jej wargi muszelki, a potem przytknął swego twardego jak kość penisa do wejścia jej muszelki i spojrzał na jej niewinną twarzyczkę. Dwie rzeczy uwielbiał. Pierwszą z nich było rozdziewiczanie panien pod bokiem niczego nieświadomych rodziców. Jak jego zaprawiony już w licznych podbojach penis wdziera się gwałtownie w ciasne jeszcze szczelinki, jak rozrywa ich błony i ten czasami przeraźliwy krzyk bólu towarzyszący rozdziewiczaniu, a potem zostawianie im na pamiątkę w ich muszelce swojego nasienia jako oznakę swej dominacji nad uwiedzioną ofiarą. Później były one tak spragnione jego pieszczot, które im sprawiał, że zabawiał się z nimi aż do momentu, gdy jego ofiara podczas którejś kolejnej, upojnej nocy szeptała mu do ucha, że spodziewa się dziecka. Wtedy zapewniał ją, że szalenie ją kocha, a gdy ciąża zaczynała już być widoczna, lub jego ofiara powiedziała już o tym rodzicom to błyskawicznie znikał. Zawsze zostawiał po sobie płacz, lament i ciężarną ofiarę. Był bardzo dumny ze swego penisa, który miał na sumieniu niezliczoną już ilość rozdartych błon dziewiczych w swej prawie 20-letniej już działalności i prawie tyle samo potomków. Drugą rzeczą którą uwielbiał było uwodzenie mężatek pod nosem ich mężów i sprowadzanie je na drogę zdrady. Umiał to robić znakomicie. Miał wypróbowane ponad 150 sposobów na skuteczne uwiedzenie kobiety. I im też fundował potomka, jeśli była zbyt nieostrożna. Z tą małą Volanges miał naprawdę niewiele problemów, jeśli już pierwszej nocy potrafiła mu się oddać. Do innych dziewic musiał 2-6 razy do nich podchodzić, zanim je rozdziewiczył a Cecile już pierwszej nocy mu się oddaje. Jest naprawdę głupiutka i naiwna, ale za to jest bardzo piękna i taka słodka, warta tego żeby ją rozdziewiczyć i się z nią przez dłuższy czas zabawić. Chcąc odwrócić jej uwagę od właściwego jego zamiaru, szepnął jej:
– Pocałuj mnie teraz z języczkiem, ale tak jakbyś chciała pocałować Danceny’ego.
Cecile nie namyślając się długo, objęła rączkami głowę wicehrabiego wpychając mu języczek do ust i cały czas mieliła języczkiem w ustach wicehrabiego. Nawet nie spostrzegła gdy penis wicehrabiego dotknął delikatnych płatków jej muszelki. Po chwili ponownie – tym razem już wyraźniej – poczuła twardość na swej muszelce, gdy Valmont przytknął nabrzmiałego już penisa do jej muszelki i opadł całym ciężarem ciała na ciało małej Volanges. I tu Valmonta spotkało małe rozczarowanie. Mimo najszerszego rozłożenia jej nóżek, jej szczelinka była tak ciasna, że nie mógł się przebić a z jej ust wydobył się stłumiony okrzyk bólu.
– Proszę przestać, to boli – zaszlochała płaczliwym głosem Cecile a potem zakryła usta chusteczką i zacisnęła zęby.
Ale on już jej nie słuchał. Leżał na niej między jej szeroko rozłożonymi nóżkami a jego szeroka, muskularna pierś gniotła jej piersi. Na chwilę nieznacznie się podniósł, poprawił się i jeszcze raz pchnął. Tym razem jego penis trafił na właściwy kanał prowadzący w głąb ciała małej Volanges i tylko czubek zagłębił się w jej muszelkę. Cofnął się i ponownie pchnął równie silnie jak poprzednim razem a jego członek ponownie zagłębił się nieznacznie głębiej. Bez jej pomocy nie przebije się.
– Obejmij mnie swymi nóżkami za lędźwie, to nam wspólnie pomoże.
Cecile posłusznie objęła go swymi nóżkami. Ból w miejscu zetknięcia się jego twardego penisa i jej delikatnych płatków muszelki coraz bardziej narastał, aż stał się prawie nie do zniesienia. To co mówił przedtem o bólu to teraz sprawdzało się. Miała teraz tylko wątpliwości czy wytrzyma ten ból, czy nie będzie krzyczeć na całe gardło. A wtedy zbiegną się matka ze służbą i na pewno matka wyprawi ją do klasztoru. I dlatego coraz bardziej zaciskała zęby na chusteczce aby tylko nie krzyknąć za głośno i tylko łzy napłynęły jej do oczu. Nie chciała aby wszyscy zbiegli się do jej sypialni. Widmo klasztoru przerażało ją. Splotła nóżki na jego lędźwiach aby ulżyć sobie i ułatwić wdzieranie się penisa w nią i czuła jak ten ogromny kawał twardego mięsa po każdym cofnięciu się zagłębia się w nią coraz bardziej. Ból coraz bardziej narastał aż stał się prawie nie do zniesienia. Na chwilę Valmont przestał a potem jeszcze brutalniej ale wolniej zaczął wpychać w nią swego potężnego penisa. Delikatne płatki muszelki jej szczeliny zaczęły się powoli rozstępować, powoli wpuszczając go do środka. Każdy ruch penisa w niej był dla Cecile jednym wielkim bólem. Czuła się jakby ją rozdzierano na dwoje, jakby była nabijana na pal. Zaciskała zęby na chusteczce, szlochała i tłumiła krzyk jak tylko mogła. Wicehrabia w ogóle nie zważał na męki Cecile tylko coraz gwałtowniej, mocniej, silniej zagłębiał swego penisa w muszelce swej ofiary, aż dotarł do jej błony dziewiczej. Tylko żołądź penisa całkowicie zagłębił się w muszelkę. Zatrzymał się na chwilę aby zebrać wszystkie siły i w końcu pchnął tak silnie, że tym jednym, potężnym uderzeniem rozdarł jej błonę a w środku zrobiło się bardzo mokro. To krew trysnęła z rozdartej błony i zaczęła wyciekać na zewnątrz krwawiąc uda Cecile i Valmonta oraz jego szlafrok. Cecile przestała być dziewicą; stała się kobietą i mocno przeżyła ten moment. Z jej ust wydobył się dość głośny, stłumiony przez chusteczkę okrzyk bólu, a ona sama na chwilę straciła przytomność. Po prostu zemdlała. Wicehrabia przez kilka minut nasłuchiwał czy ktoś nie nadchodzi. Rozdziewiczanie trochę zmęczyło go ale jeszcze nie zakończył swej pracy. Musiał jeszcze zostawić w niej swą pamiątkę. Jego penis już był w połowie zanurzony w jej pochwie zwilżonej przez krew, ale teraz za każdym razem już głębiej się zanurzał aż wepchnął swój organ do samego końca aż włoski łonowe Cecile i Valmonta zetknęły się. Dotarł wreszcie do dna jej muszelki i na chwilę się zatrzymał. Cecile wreszcie oprzytomniała i myślała, że to już jest koniec ale się pomyliła. Silnie czuła jak ogromny penis porusza się miarowo w niej i wyczuwała każdą jego nierówność, jak zagłębia się w niej a muskularne ciało wicehrabiego zderza się z jej delikatnym ciałem. Teraz gdy jej muszelka dostosowała się do jego wielkości, był dla niej ogromny ale jednocześnie cudownie bolesny bo oprócz bólu odczuwała coś jeszcze. Była to budząca się rozkosz, która zaczęła powoli ogarniać jej ciało, z początku nieśmiało ale z każdym jego ruchem coraz bardziej. Jego ruchy były teraz wolne ale miarowe i rytmiczne gdy wbijał swego penisa w jej ciało. Gdy wicehrabia maksymalnie zanurzył w niej swego penisa, nagle zatrzymał się i wtedy doświadczyła po raz pierwszy nieznanego, niesamowitego wprost uczucia. Poczuła głęboko w sobie silne uderzenie wytrysku bijące o dno jej muszelki i czuła jak fala ciepła rozlewa się głęboko w jej wnętrzu i wypełnia ją całą. Potem poczuła drugi wytrysk równie silny jak poprzedni i kolejne już zamierające. To z penisa zaczynało tryskać w głąb jej ciała gorące nasienie. Było to dla niej tak niezwykłe, silne, podniecające przeżycie, że nie wiedziała jak się ma dalej zachować, więc jeszcze bardziej oplotła swymi nóżkami za lędźwie i rączkami za szyję wicehrabiego całując go z języczkiem w usta i przytulała się do niego jak tylko mogła. Poczuła przecież w sobie i przyjęła do swego wnętrza pierwszy wytrysk męskiego nasienia. Stała się pełnoprawną kobietą, mając głęboko ukrytą w sobie cząstkę mężczyzny. Wicehrabia nadal odpoczywał leżąc na niej i ciężko oddychając czule szeptał jej do ucha:
– Cecile, droga Cecile, byłaś naprawdę wspaniała. Sprawiłaś mi wielką rozkosz. Nigdy nie zapomnę Ci tej nocy. Jeśli sprawiłem Ci ból to wiedz, że to było konieczne. Większość kobiet podczas pierwszej nocy z mężczyzną odczuwa ból za pierwszym razem. Potem po kilku dniach zapomina o bólu i tęskni za nocą z mężczyzną aby ponownie w łożu znaleźć się w jego ramionach i doznać fizycznej rozkoszy.
Cecile chciwie słuchała jego słów i zaczęła rozmyślać o tym czego przed chwilą doznała i leżąc pod nim nadal odpoczywała. Po dłuższej chwili ciężar ciała wicehrabiego leżącego nadal na niej, zaczął być już niewygodny i jej doskwierać, więc przestała oplatać ciało kochanka. Czuła też w sobie jak penis zaczyna powoli mięknąć i wysuwać się z jej muszelki. Valmont uznał, że dzisiejszej nocy dość już zrobił z Cecile, więc podniósł się, wstał i patrzył wzrokiem zdobywcy na swego czerwonego od krwi penisa, na jej zakrwawione uda, na jej muszelkę z której nadal sączyła się strużka krwi zmieszana z jego nasieniem plamiąc jeszcze bardziej jego szlafrok. Wziął jej chusteczkę i wytarł swego penisa a potem delikatnie wytarł jej muszelkę i pomógł jej wstać. Zrobiła tylko dwa kroki ale jej opuchnięta muszelka zmuszała ją do szerokiego stawiania kroków, więc wziął ją na ręce i zaniósł swą niedawną zdobycz do łazienki aby dokładnie obmyć ją i siebie a potem ponownie przeniósł ją z powrotem do sypialni. Sprawdził, że na poduszkach i pościeli nie ma żadnych śladów krwi. Pomógł Cecile założyć z powrotem nocną koszulę a na jej opuchniętą muszelkę położył chusteczkę nasiąkniętą kojącym balsamem i ułożył ją do snu. Następnie zgasił świece oprócz jednej, odsłonił okna za którymi wstawał już świt, ubrał się w poplamiony szlafrok oraz zabrał jej zakrwawioną chusteczkę z monogramem C.V. jako dowód dla markizy de Merteuil z wywiązania się z zadania. Tuż przed wyjściem podszedł do łoża i pocałował ją w czoło i powiedział:
– Teraz muszę wyjechać, ale wrócę za tydzień lub dwa, a Ty musisz teraz pozwolić zagoić się swojej muszelce co najmniej do mojego powrotu. Masz ją bardzo opuchniętą. Odwiedzę Cię znowu – instruował małą Volanges, bo miał zamiar dalej ją deprawować i sprowadzić ją na drogę rozpusty tą, która jeszcze niedawno była klasztorną wychowanicą.
Mała Volanges skinęła głową, że rozumie i że się zgadza. Wicehrabia wychodząc życzył jej dobrej nocy a potem zgasił ostatnią świecę, zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w zamku. Cecile dopiero teraz poczuła się potwornie zmęczona i gdy oprzytomniała z podniecenia a krew przestała pulsować w skroniach, dopiero teraz dopadły ją wyrzuty sumienia czy dobrze zrobiła ulegając wicehrabiemu. Przecież nie kocha go ani pana de Gercourt, kocha tylko Danceny’ego. Wyrzucała sobie teraz, że nie broniła się tyle ile miała siły, tylko od razu mu uległa. Zastanawiała się, co powie matka, gdy się dowie o niej i Valmoncie, który podstępem wyłudził od niej klucz i wszedł do jej sypialni. Wstydziła się tego co się stało, więc postanowiła, że jednak nie powie jej. Wtedy po raz pierwszy zapłakała. Płacz chwytał ją raz po raz i do rana nie mogła zasnąć nawet na minutę.
De Valmont po wyjściu z sypialni Cecile Volanges wrócił do swego pokoju. Szybko się przebrał, wydał wskazówki służącemu aby zaprzyjaźnił się z pokojówką Cecile Volanges i miał pilne ale dyskretne baczenie na małą Volanges a szczególnie kiedy ma terminy miesiączek. Najbliższym dyliżansem udał się do Paryża do markizy de Merteuil aby pochwalić się wypełnieniem zadania. W swoim bagażu wiózł m.in. chusteczkę z monogramem C.V. ze śladami jej krwi i swojej spermy. Będzie mógł markizie pokazać dowód rozdziewiczenia małej Volanges. Będzie mogła ośmieszyć hrabiego de Gercourt, który rozprawia o tym jakie przymioty musi posiadać przyszła żona. Uparcie wierzył w klasztorne wychowanie i śmieszniejszy przesąd o chłodnym temperamencie blondynek. Wszyscy będą się przednio bawić nazajutrz po jego ślubie gdy przekona się w łożnicy, że to nie on pozbawił ją dziewictwa a ponadto okaże się, że ona dodatkowo jest w ciąży. Będzie przedmiotem „zabawy” całego Paryża. Również chciał też odwiedzić prezydentową de Tourvel.
II
Cecile gdy wstała i popatrzyła w lustro przelękła się widoku swojego odbicia. Taka była zmieniona. Nic nie potrafiło jej pocieszyć. Płakała nawet w obecności matki, a matka czule ją pocieszała gdyż nie miała pojęcia o powód płaczu córki. Cecile przez cały dzień odczuwała bóle w okolicach podbrzusza i ciągle dopadały ją wątpliwości czy dobrze zrobiła ulegając panu de Valmont, ale matce nadal nie chciała powiedzieć o przyczynach swego złego samopoczucia. Napisała więc list do markizy de Merteuil dyskretnie zawiadamiając ją o tym co się stało i szukając u niej rady i pocieszenia. Otrzymała szybką odpowiedź, bo już po kilku dniach. Markiza napisała, że niedługo przyjedzie i zapewniała ją o swojej przyjaźni i w kilku zdaniach doradzała jej, żeby czekała na nią i na razie nic nie robiła tylko dużo wypoczywała i na razie nie myślała o pamiętnej nocy. Ten list bardzo ją uspokoił i z niecierpliwością czekała na jej przyjazd. Markiza – tak jak obiecała – po kilku dniach przyjechała do posiadłości i po południu spotkała się z Cecile w ogrodzie. Cecile była bardzo rada z tego spotkania gdyż mogła szczerze porozmawiać z markizą. Markiza specjalnie wybrała miejsce rozmowy w ogrodzie gdyż chciała uniknąć niepowołanych uszu tej rozmowy.
– Mama chce mnie wydać za pana de Gercourt a niedawno w nocy pan de Valmont przyszedł do mojej sypialni i nie wiem jak to się stało ale robił ze mną różne rzeczy chociaż ja nie chciałam – od razu na wstępie rzekła Cecile prawie płaczliwym głosem – nie wiem co mam robić?
– Spokojnie, po kolei. Powinnaś zrobić to co chce twoja matka, więc wyjdź za mąż za pana de Gercourt – spokojnym głosem mówiła hrabina.
– Ale ja kocham Danceny’ego.
– No to co, że go kochasz. Wyjdziesz za mąż za pana de Gercourt, gdyż jest bardzo majętnym człowiekiem, a Danceny’ego, który jest młody i przystojny ale bez majątku, zatrzymasz sobie jako kochanka. Pamiętaj, że kobieta nigdy nie wychodzi za mąż za kochanka – a potem jeszcze zapytała – Czy wiesz po co kobiecie potrzebny jest mąż?
– !?
– Mąż jest po to aby utrzymywał swą żonę i dbał o jej wygody i zachcianki. Często zdarza się, że po kilku miesiącach lub latach małżeństwa, mąż traci zainteresowanie swą żoną i coraz rzadziej odwiedza ją w sypialni aby wypełnić małżeński obowiązek. Ale Ty nie musisz czekać aż tak długo. Gdy tylko de Gercourt wyjedzie w interesach na krócej lub dłużej i opuści Cię zostawiając samą, wtedy wykorzystasz nadarzającą się sytuację i zaprosisz Danceny’ego jako kochanka do swej sypialni i będziesz mogła bez przeszkód spędzać z nim w łożu wszystkie noce na miłosnych igraszkach. Dlatego powinnaś od razu postarać się, aby mieć osobną sypialnię i do tego najlepiej na innym piętrze niż sypialnia męża. Jeśli będziesz na tyle sprytna, to możesz zorganizować wszystko tak, że nawet tuż pod bokiem męża będziesz mogła przyjmować Danceny’ego w swej sypialni, a de Gercourt niczego nie zauważy. Ale zanim to nastąpi…
– Co nastąpi? – dopytywała się Cecile, wyraźnie już podekscytowana.
Markiza de Merteuil zauważyła, że Cecile jest już wyraźnie zaaferowana przebiegiem rozmowy i bardzo pragnie poznać dalszy ciąg jej wywodu. Markiza upiła łyk wina i po chwili kontynuowała rozmowę jako wyraz troski o jej „alkowe wykształcenie”. Sprytnie podsunęła jej Valmonta, który z wielką wprawą nauczy głupiutką Cecile, co powinna wiedzieć o swej przyszłej roli jaką ma spełniać najpierw w jego łożu a potem w łożu u boku męża czy kochanka.
– Czy wiesz, dlaczego na początku spotykałaś się z panem Danceny?
– Uczył mnie śpiewu i gry na harfie. Mama mówiła, że to bardzo dobry nauczyciel.
– Właśnie. Bardzo dobry nauczyciel. Z panem Danceny spotykałaś się po to, by uczył Cię muzyki i śpiewu gdyż jest znakomitym nauczycielem. Ale teraz musisz dużo się dowiedzieć o roli kobiety i mężczyzny, gdy są razem w łożu, czyli o sztuce kochania.
– O sztuce kochania?
– Tak, właśnie o sztuce kochania. Jesteś młodziutkim, bardzo pięknym, atrakcyjnym dziewczęciem i w każdym łożu a zwłaszcza męża czy Danceny’ego będziesz prawdziwą ozdobą ich łoża. Nie tylko oni, ale każdy mężczyzna byłby niezmiernie rad, aby razem z Tobą mógł zaznać rozkoszy cielesnych. Dlatego przedtem musisz dowiedzieć się, jak zadowolić mężczyznę tak, aby będąc w jego ramionach, on czuł się przy Tobie jak w raju i również sama musisz nauczyć się czerpać przyjemność i rozkosz, jaką może sprawić Ci mężczyzna. Dlatego powinnaś spotykać się z wicehrabią de Valmont aby udzielił Ci w sypialni nauk przedmałżeńskich. Powinnaś być bardzo pilną i pojętną uczennicą i chłonąć wiedzę jaką może Ci on przekazać, abyś potem mogła sprawić wiele rozkoszy mężczyźnie i zaznać rozkoszy jakiej może Ci sprawić mężczyzna. Pamiętaj, że Valmont jest wybitnym nauczycielem i autorytetem Ars Amandi, który wiele dziewcząt przygotował do roli, jaką wyznaczyła im natura. Dla Twego przyszłego męża i kochanka to będzie prawdziwa niespodzianka. Sami, pierwszej nocy, przekonają się, ile w łożu już umiesz i na pewno Cię pochwalą, że 15-latka wychowana w klasztorze, potrafi dorównać w sztuce kochania innym kobietom, a nawet bardziej dojrzałym kobietom z bardzo długim stażem małżeńskim, które nie miały okazji znaleźć się w łożu wybitnego znawcy Ars Amandi, który nauczyłby je, jak w łóżku rozkoszować się mężczyzną.
Markiza roztaczała przed głupiutką Cecile wizję jej przyszłej „alkowej” kariery. Cecile słuchając słów markizy zaczęła odczuwać przyjemne podniecenie i drżenie muszelki już na samą myśl o nocach, które spędzać będzie w łożach Valmonta, męża a zwłaszcza Danceny’ego. Czuła jak krew pulsuje w jej skroniach a jej muszelka stawała się mokra. Próbowała ukryć swoje podniecenie ale doświadczonej markizie nic nie uszło uwagi. Od razu zauważyła stan podniecenia u małej Volanges. Markiza pomyślała: „Ta mała Cecile jest już gotowa aby być jego następną ”uczennicą”. Gdy tylko przyjedzie Valmont, to będzie miał ją ”podaną na tacy” i będzie mógł szczegółowo uczyć ją ogłady w łożu. Powinien tylko rozmyślnie pominąć zasady zachowania ostrożności przed niechcianą ciążą, aby mógł zostawić w jej łonie swoją pamiątkę, którą powije za 9 miesięcy”. Na samą myśl o tym poprawił się jej humor a do Cecile zwróciła się:
– Stało się coś. Tak bardzo poczerwieniałaś. Napij się wina – i mówiąc to nalała sobie i Cecile wina do kielichów i jeden z nich podała z lekkim uśmieszkiem małej Volanges.
Cecile chcąc ukryć swoje podniecenie skwapliwie wzięła kielich z rąk markizy i upiła duży łyk wina. Markiza również wypiła trochę wina i kontynuowała swój monolog o panu de Valmont.
– Wszystkie jego uczennice zanim wyszły za mąż, z ogromną chęcią odwiedzały jego sypialnię aby w jego łożu pobierać nauki przedmałżeńskie, a nazajutrz rano budząc się w jego ramionach były bardzo zadowolone z tych lekcji jakich im udzielał. Czy wiesz moja droga Cecile, że Valmont ma takie powodzenie, że nawet mężatki chętnie odwiedzają jego sypialnię lub zapraszają go do swych sypialni aby zechciał spędzić z nimi choć jedną noc i zaznać rozkoszy miłości w jego ramionach, gdyż wiedzą, że noc spędzona w łożu z Valmontem nie jest nocą straconą. Zdarzało się, że jego dawne uczennice a obecnie stateczne mężatki przyprowadzały do niego swe córki, aby raczył udzielić im w łożu lekcji sztuki kochania – takie zalety o panu de Valmont przedstawiała markiza przed Cecile.
Markiza chciała jeszcze coś powiedzieć, ale na horyzoncie zobaczyła zbliżające się towarzystwo mieszkańców zamku. Co miała powiedzieć Cecile to już w zasadzie powiedziała, więc uznała rozmowę za zakończoną. Wstała więc i zaczęła się żegnać z Cecile.
– Na mnie już czas, a ty pamiętaj co powiedziałam o panu de Valmont. I nikomu ani słowa.
– Nikomu?
– Gdyby się rozniosło, że Valmont ma tu przybyć to… Sama rozumiesz.
– Nie bardzo rozumiem.
Markiza pomyślała: „Ta Cecile jest naprawdę bardzo głupiutka, że muszę jej wszystko wyjaśniać”, ale ukryła irytację i powiedziała:
– Gdyby się rozniosło, że de Valmont przebywa na zamku, to inne dziewczęta zapragnęłyby natychmiast spotykać się z panem de Valmont aby tylko zaznać rozkoszy w jego łożu i trudno by mu było poświęcić ci tyle nocy na naukę ile byś zechciała. Rozumiesz mnie?
Cecile skinęła głową na znak, że zrozumiała. Markiza pożegnała się z Cecile składając delikatny, czuły pocałunek na jej policzku i skierowała swe kroki ku dalszej części ogrodu. Idąc była w bardzo dobrym nastroju a uśmiech przez cały czas gościł na jej twarzy. Jeszcze raz pomyślała ale tym razem z lekką pogardą o tej małej Volanges-uczennicy, chyba raczej najmłodszej Volanges-nałożnicy wicehrabiego de Valmont, która nieświadomie wpadła w sidła jej i Valmonta-libertyna. Nie wystarczało jej, że Cecile Volanges nie jest już dziewicą. Nie będzie stara Volanges wtykała nos w nie swoje sprawy ostrzegając prezydentową de Tourvel przed Valmontem. A najbardziej wprawiało ją w zachwyt gdy de Gercourt w noc poślubną przekona się, że wychowana w klasztorze 15-letnia Cecile nie tylko nie jest już dziewicą jak sądził, ale w łożu będzie zachowywać się jak rasowa dziwka z burdelu, a do tego przekona się, że jeszcze na dodatek jest w ciąży. Będzie miał za swoje. Wtedy będzie całkowicie usatysfakcjonowana. Będzie pamiętał, że nie porzuca się jej, markizy de Merteuil nawet dla takiej uroczej ale głupiutkiej dzierlatki.
Ziarno zasiane przez markizę padło na bardzo podatny grunt i niewiele czasu potrzebowało aby zaczęło kiełkować. Cecile, gdy po godzinie wróciła do swego pokoju chcąc odpocząć, położyła się na łóżku, przymknęła oczy i zaczęła rozmyślać i przypominać sobie szczegóły pierwszej nocy z wicehrabią gdy po raz pierwszy zakradł się do jej sypialni. Poznała smak pocałunków i miłości fizycznej, mimo że za tym pierwszym razem zadał jej okrutny ból podczas rozdziewiczania. Teraz nie pamiętała już bólu gdy jego penis siłą wdarł i poruszał się w niej, za to pamiętała budzącą się rozkosz już po utracie dziewictwa, ale najbardziej pamiętała jego usta i język świdrujący jej muszelkę u zbiegu ud i doprowadzający ją – półprzytomną z podniecenia – do granic nieziemskiej rozkoszy. Zaczęła usilnie marzyć o nadchodzących nocach z wicehrabią aby ponownie wprowadził ją w stan najwyższego podniecenia. Chciała ponownie poczuć gwałtowne pulsowanie krwi w skroniach. Dopiero krzątanina służby przed kolacją wyrwała ją z zadumy i marzeń. Wstała więc i poszła na kolację. Odtąd co wieczór, leżąc już w łóżku Cecile zanim zasnęła, delikatnie masowała muszelkę, gdyż chciała wywołać u siebie dreszczyk rozkoszy jak to zrobił Valmont, ale to nie było to samo. Mimo pocierania muszelki nic nie odczuwała, aż w końcu poczuła ból. Doszła do wniosku, że przyjemniej było czuć dotyk dłoni pana de Valmont pieszczącej jej muszelkę i odtąd rozmyślała już tylko o nim i pragnęła całym sercem ponownie znaleźć się sam na sam w jego ramionach i przyrzekła sobie, że w swoim lub w jego łożu będzie jego najpilniejszą uczennicą.
III
Valmont – odkąd rozstał się z Cecile – wrócił po dwóch tygodniach do zamku późno w nocy. Najpierw spotkał się ze służącym i wysłuchał jego wiadomości, a następnie porozmawiał z markizą. Od niej dowiedział się przebiegu rozmowy z Cecile. Następnego dnia na popołudniowym spacerze dyskretnie podszedł do małej Volanges aby się z nią przywitać. Zaczął ciepło z nią rozmawiać zapewniając ją o swojej do niej życzliwości, a cały czas – patrząc na nią – myślał o tym, że za kilka dni Cecile będzie miała okres płodności. Jeśli dzisiaj i w ciągu najbliższych dni będzie się z nią kochał to na pewno spowoduje, że zajdzie z nim w ciążę. Pragnął tą niewinność jeszcze bardziej zdeprawować i wykształcić ją na rasową dziwkę z burdelu zanim zorientuje się, że jest z nim w ciąży. Tuż przed rozstaniem powiedział:
– Przyjdę dzisiaj wieczorem po kolacji do Twojego pokoju. Czekaj na mnie, a gdy usłyszysz trzykrotne ciche pukanie do drzwi to wiedz, że to będę ja. Wypuszczę Cię z pokoju i zaprowadzę Cię do mojej sypialni, abyś niepotrzebnie nie błądziła po zamku – i po chwili odszedł.
Serce Cecile zabiło żywiej na samą myśl o tym dzisiejszym wieczornym spotkaniu. „Jednak o mnie nie zapomniał, będę jego uczennicą” pomyślała. Wieczorem Valmont starannie przygotował sypialnię i siebie do nocnej schadzki z Cecile. Po kąpieli na nagie ciało założył długi do kostek szlafrok i tak ubrany udał się do sypialni Cecile. Tuż po 10 wieczorem leżąca już w łóżku Cecile usłyszała umówiony sygnał. Szybko wstała i zanim zdążyła założyć peniuar, do jej sypialni wszedł Valmont.
– Jeśli jesteś gotowa to chodźmy – rzekł Valmont jak tylko wszedł do jej sypialni, a po chwili dodał – zapamiętaj drogę do mojej sypialni.
Cecile nie dokończyła zapiąć peniuaru, tylko – z mocno bijącym sercem – od razu wyszła z Valmontem i oboje niezauważeni przez nikogo przeszli do innego skrzydła zamku, aż znaleźli się przed drzwiami do jego sypialni. Valmont pokazał Cecile miejsce gdzie chowa klucz aby następnym razem sama mogła wejść do jego sypialni i rozgościć się czekając na niego. Jak tylko znaleźli się w sypialni Valmont nalał wina do kielichów i jeden z nich podał Cecile. Cecile rozglądając się po pokoju upiła łyk wina i poznała, że jest to, to samo wino, które ostatnio piła z Valmontem.
– Słyszałem, że chcesz być moją uczennicą – rzekł Valmont popijając wino.
– Bardzo chcę, naucz mnie wszystkiego – podnieconym głosem zaszczebiotała Cecile.
– Wszystkiego to nawet ja sam nie wiem, ale postaram wprowadzić Cię w świat rozkoszy cielesnych i przygotować do wypełniania małżeńskich obowiązków, ale pamiętaj. Musisz być mi bezwarunkowo posłuszna we wszystkim – odpowiedział jej, gdyż w ten sposób chciał zapanować nad jej wolą i umysłem.
– Będę, na pewno będę posłuszna. Nie zawiedzie się Pan na mnie – odpowiedziała Cecile dopijając ostatni łyk wina.
Po odstawieniu pustych kielichów, Valmont nie dał czasu Cecile na zwiedzanie swej sypialni tylko od razu podprowadził ją w kierunku swego łoża i rozpoczął jej miłosną edukację od rozwiązania tasiemki koszuli nocnej. Cecile ze stoickim spokojem pozwalała się rozebrać, gdyż już zdążyła się dowiedzieć, że nagość kochanków jest pierwszym przykazaniem Ars Amandi i podświadomie drżała z podniecenia a zwłaszcza z niecierpliwości aby jak najszybciej znaleźć się w jego łożu. Valmont rozpinając guziki jej peniuaru udzielał jej pierwszych rad:
– Pamiętaj. Nagość jest podstawą sztuki miłości. W ten sposób kochankowie mówią sobie nawzajem, że nie mają przed sobą żadnych wstydliwych miejsc przed wzrokiem lub dotykiem. Pamiętaj. Jak będziesz razem z mężem lub kawalerem Danceny na początku pozwól, aby to on przejął inicjatywę i Cię rozebrał, tak jak ja w tej chwili Cię rozbieram. Ale gdy będziesz sama w łożu z utęsknieniem oczekiwać kochanka, pamiętaj abyś wcześniej zdjęła koszulę nocną i spokojnie czekała, aż zaszczyci Cię swoją obecnością. Również gdy sama zechcesz odwiedzić sypialnię mężczyzny a on już leży w łóżku lub śpi, to wtedy sama się rozbierzesz i golusieńka wślizgujesz mu się do jego łoża abyście wspólnie mogli oddać się cielesnym rozkoszom.
Gdy skończył udzielać jej pierwszej rady, jej peniuar i koszula nocna już opadły na dywan i Cecile dumnie prezentowała przed Valmontem swoją nagość, jakby chciała mu powiedzieć „Jestem twoja”.
– Kochankowie powinni się nawzajem rozbierać, więc teraz ty rozbierz mnie – poinstruował ją co do dalszych kroków.
Cecile z początku nie bardzo wiedziała od czego ma zacząć, ale pamiętała o wskazówkach markizy i sama myśl o tym, że niedługo znajdzie się w jego łożu podpowiadała jej co ma dalej czynić. Drżącymi rączkami rozpięła pierwszy guzik, ale przy następnym zawahała się. Łagodny głos Valmonta zachęcił ją do dalszej kontynuacji, więc następny o wiele spokojniej już rozpięła. I tak guzik po guziku kontynuowała rozpinanie jego szlafroka, aż ostatni guzik został rozpięty. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, gdy to ona rozbiera mężczyznę.
– A teraz połóż się na łożu tak aby Ci było jak najwygodniej – ponownie szepnął jej do ucha i delikatnie ujął jej dłoń.
Cecile podtrzymywana za rękę z ochotą podeszła do skraju łoża na którym usiadła a następnie położyła się. Czuła się trochę dziwnie nie dlatego, że znalazła się w sypialni mężczyzny ale dlatego, że pierwszy raz leżała w łożu mężczyzny prezentując swoją nagość. Było to dla niej takie podniecające, być w łożu mężczyzny. Gdy mała Volanges ułożyła się wygodnie na boku na środku łoża, patrzyła jak Valmont rozchyla poły szlafroka i jej oczom ukazał się penis, który był już w wzwodzie i prezentował się w całej swej okazałości. Od razu zauważył, że jej oczy usilnie wpatrują się w jego penisa i jakie robi on na niej wrażenie, wprost fascynował ją. Zrzucił z siebie szlafrok i natychmiast położył się tuż przy niej. Od kilku miesięcy nie miał w łożu młodziutkiej osóbki, dziewczęcia nieobeznanego z ciałem mężczyzny, więc tym chętniej zajął się jej seksualną edukacją aby zrealizować swoje i markizy plany wobec niej. Popatrzył na jej jakże piękną twarzyczkę, na jej ciało delikatne i jeszcze niedoświadczone, nieobyte w bliskich kontaktach z mężczyzną, a które już teraz domagało się jego pieszczot. W ciągu najbliższych nocy chciał jej charakter ukształtować na swoje i markizy podobieństwo, aby całkowicie odrzuciła wiele norm moralnych, religijnych i obyczajowych wpojonych jej przez matkę i w klasztorze. Cecile bez reszty podporządkowała się jego woli, gdyż miała do niego całkowite zaufanie. Była bardzo przejęta tym, że jeden z najznakomitszych nauczycieli sztuki miłosnej leży tuż obok niej, więc tym chętniej przylgnęła swym dziewczęcym ciałem do ciała dojrzałego mężczyzny kładąc główkę na jego ramieniu a promienny uśmiech goszczący na jej twarzy świadczył, jak bardzo pragnie być jego „uczennicą”. Obejmując ją Valmont rzekł:
– Na wstępie powinnaś nauczyć się tych nazw, najlepiej po łacinie.
To mówiąc jedną rękę podłożył pod jej plecy a drugą bez pośpiechu błądził po jej ciele od stóp poprzez łydki, kolana, uda, muszelkę, brzuch, piersi aż do ust i nazywał poszczególne części jej ciała po łacinie – ale… w wulgarnym słownictwie – każąc jej powtarzać. Kilkuletni pobyt Cecile w klasztorze zaowocował tym, że bezbłędnie powtarzała za nim łacińskie słówka, ale jej uwagę przykuwał widok jego nabrzmiałego penisa. Widok penisa tak ją hipnotyzował, tak dalece ją fascynował, że usilnie wpatrywała się w ten niezwykły męski organ. Wprost ją podniecał. Nie uszło to uwagi Valmonta. Przysunął ją do siebie całując i liżąc jej piersi a drugą ręką chwycił za jej nadgarstek i powoli masował swe ciało jej dłonią a potem powolutku skierował jej rączkę ku swojemu penisowi. Chciał aby go dotknęła i nauczyła się jak ma lekko, delikatnie obejmować penisa aby nie zadawać mężczyźnie przy tym bólu.
– Jeśli chcesz to możesz go dotknąć. Widzę, że on absorbuje całą Twoją uwagę.
Cecile z ochotą pozwoliła aby jej rączka dotknęła go. Przekonała się, że był twardy jak kość a jednocześnie ciepły i – co najważniejsze – miły w dotyku. Patrzyła nadal z zaciekawieniem jak wicehrabia głaszcze jej paluszkami swego penisa, jak przesuwa jej palce po nim, jak odpowiednio układa i zagina jej paluszki na swoim ogromnym organie, którego paluszki jednej rączki nie mogły go objąć. Następnie pokazał jej, jak lekko ma obejmować rączką penisa a następnie jak ma przesuwać rączkę po tym męskim organie. Cecile z wielkim przejęciem ostrożnie ujęła penisa dwoma palcami od dołu a kciukiem od góry i powoli poruszała rączką obejmowana i prowadzona przez rękę wicehrabiego na ile pozwalała luźna skórka na penisie. Po chwili wicehrabia puścił jej rączkę i Cecile samodzielnie już poruszała rączką. Spodobała jej się ta zabawa jej rączki z penisem w środku.
– O tak, doskonale. Pamiętaj aby lekko i nie za mocno go obejmować i dotykać, dobrze, doskonale – pochwalił ją gdy szybko pojęła zasady pieszczot penisa – wspaniale to robisz i rób tak dalej.
Cecile aż pokraśniała z zadowolenia na pochwałę, że tak szybko nauczyła się pieszczot penisa i jeszcze bardziej starała się zadowolić wicehrabiego, a w tym czasie Valmont położył się na wznak i z lekkim znudzeniem przyglądał się jak mała Volanges bawi się paluszkami jego penisem, a w jej paluszkach wyglądał dumnie i okazale. Gdy Cecile opanowała już sztukę ręcznej masturbacji penisa, przeszedł do następnego etapu.
– A teraz przypomnę ci, jak się całuje z języczkiem a potem Ty możesz mnie pocałować, ale pamiętaj ma to być z języczkiem.
– A mogę go nadal pieścić – spytała się jakby się obawiała, że ktoś może zabrać jej ulubioną zabawkę.
Wicehrabia był mile zaskoczony tym pytaniem. Z tej małej, głupiutkiej, naiwnej Volanges może będzie kiedyś niewyżyta mężatka zdradzająca męża z każdym i wszędzie. Wtedy też może ponownie zaprosi ją jako mężatkę do swej sypialni lub w nocy wśliźnie się do jej łoża. Ale teraz nie chciał zaprzątać sobie głowy tym co będzie kiedyś, więc jej odpowiedział:
– Ależ tak, oczywiście. Możesz robić wszystko na co tylko będziesz miała ochotę i co może podpowiedzieć Ci Twoja wyobraźnia. Możesz pieścić penisa i jednocześnie całować mnie.
Cecile pamiętała jak pierwszej nocy Valmont ją całował, jak wepchnął język do jej ust. Obejmowana i przytulana przez wicehrabiego nadal z czułością pieściła penisa i… popełniła kardynalny błąd. Przybliżyła usta do jego ust i wysunęła języczek na całą długość jakby chciała mu wepchnąć aż do gardła. Valmont musiał powstrzymać jej zapędy, gdyż żaden kochanek nie pozwoliłby kochance na takie niestosowne zachowanie się. Również Valmont w samą porę zabrał jej rączkę z penisa, gdyż penis powoli zaczął dawać oznaki, że dochodzi do wytrysku a w tej chwili przedwczesny wytrysk pokrzyżowałby jego dalsze plany gdyż nie chciał marnować nasienia, które było przeznaczone po to aby trafiło do jej ust lub głębi muszelki.
– Cecile. Poczekaj chwilę. Nie pokazuje się języka, to jest niegrzeczne; również nie otwiera się buzi na całą szerokość jak ryba wyjęta z wody. Gdyby to był ktoś inny, byłby mocno skonfundowany i mógłby się obrazić. Trzeba umiejętności i taktu aby całować się z języczkiem. Pokażę Ci – delikatnie, aby nie zranić jej uczuć, ale stanowczo udzielił jej malutkiej nagany.
Przyciągnął więc Cecile do siebie i pomógł jej ułożyć główkę na swoim ramieniu i tak leżąc na boku patrzyli sobie w oczy. Jedną dłonią gładził jej włosy a drugą ujął jej podbródek i cicho szepnął:
– Całując się należy lekko przechylić głowę, zbliżyć usta do ust i lekko je rozchylić – to mówiąc przekrzywił głowę i przybliżył usta do jej